piątek, 12 września 2014

Chapter seven

*Melanie*

Luke wytłumaczył mi wszystko, co związane z moją nową osobowością, również, co będę robiła, jako asystentka trenera. Z tego co wiadomo, to ma on straszny nieład w dokumentach oraz mam pilnować terminów jego spotkań. Nie potrzebna byłaby mu asystentka, gdyby nie zapominał o pilnych spotkaniach służbowych oraz umiałby zaplanować sobie czas pracy tak, aby zdążyć ze wszystkim. Ale dzięki temu znalazłam pracę i mam nadzieję, że któregoś dnia nie dostanę wymówienia, gdyż wszystko będzie nadrobione.
Pierwsza noc w nowym domu była trudna. Najpierw nie miałam gdzie spać wraz z przyjaciele, więc szybko pojechaliśmy do najbliższego sklepu po dmuchany materac. Cali szczęśliwi chcieliśmy już do napompować , lecz okazało się, że Luke nie ma pompki w bagażniku, która zawsze tam była. Chyba któremuś z jego przyjaciół była potrzebna. No to znów mieliśmy rundkę do sklepu. W późnych godzinach skończyliśmy trudzić się z naszym legowiskiem, więc gdy okazało się, że nie mamy żadnego koca, byliśmy załamani. Spaliśmy bez przykrycia i do tego w cienkich ciuchach. Może i byliśmy przytuleni do siebie, ale to nie uchroniło nas całkowicie przed zimnem. Większość nocy nie spałam z powodu warunków w jakich spędziliśmy noc, więc teraz wyglądam jak wyglądam. Dopiero rano wpadliśmy na pomysł, że mogliśmy włączyć ogrzewanie. No cóż... zrobimy to następnym razem,
Chodzę pomiędzy regałami i wybieram dodatki do swojego pokoju, który będzie czarno-czerwony, a przyjaciel zajmuje się sprawami papierkowymi związanymi z dowozem mebli, które zdążyliśmy już wybrać. Trochę przy tym się posprzeczaliśmy, ale wszystko na szczęście jest już dobrze.
- Wybrałaś już wszystko? - zapytał Luke, który znikąd zjawił się obok mnie. Nie lubiłam jak tak wyskakiwał, bo wtedy moje serce wali jak oszalałe.
- Chyba tak - odpowiedziałam mu i ruszyliśmy do kasy. Oczywiście chłopak płacił, a gdy wspominałam, że będę mu oddawała trochę na wypłatę, to on stanowczo odmawiał. Nie chciałam robić scen, więc po prostu odpuściłam sobie tą rozmowę.
Kolejnym etapem było pomalowanie domu. Przyjaciel poprosił paru zaufanych znajomych o pomoc w malowaniu. Oczywiście zgodzili się bez zastanowienia, co mnie ucieszyło. Podczas malowania bałam się, że zapamiętają mnie za dobrze i niedługo znów trafię do Cane Hill, lecz Luke zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze, co trochę mnie uspokoiło.
Prace nad nowym domem trwały 6 dni. Przez ten czas ze zwykłego, nieumeblowanego i białego domu, stworzono coś niesamowitego. Wszystko współgrało ze sobą. Zawsze marzyłam o takim domu, ale nie miałam pojęcia, że będę taki mieć. Będę wdzięczna mu do końca życia.
- Jak podoba ci się efekt końcowy? – zapytał przyjaciel, który przed sekundą pożegnał się ze znajomymi, którzy wykonali kawał dobrej roboty. Rzuciłam się mu na szyje w ramach wdzięczności, bo nie znam osoby, która tak wiele by dla mnie zrobiła.
- Jest cudownie! Jesteś naprawdę cudowny, wspaniały, boski! – mogłabym rzucać tak dalej epitetami, bo wiele mi ich przychodzi na myśl. Ale czy jest sens? Żadne słowa nie mojej wdzięczności wobec niego, nawet nie uczynią czegoś, co można byłoby potraktować jako podziękowanie, czy rekompensatę. Nawet nie opiszą tego, co panuje w moim wnętrzu.
- Teraz zostało mi tylko powitać cię w twoim nowym domu! Mam nadzieję, że pozwolisz mi tutaj nocować – powiedział, a ja uśmiechnęłam się na wypowiedziane przez niego słowa. Również wzruszyłam się, gdy dotarło do mnie, że to jest mój dom, mam nową tożsamość i jutro zaczynam pracę.  Od teraz rozpoczynam nowe, lepsze życie. Bez szpitala, pacjentów, wujka. Mam nadzieję, że ich już nigdy nie zobaczę, lecz los będzie chciał inaczej.
- Dziękuję ci jeszcze raz za wszystko – wyszeptałam i wtuliłam się w blondyna. On opiekuńczo objął mnie ramieniem i zaprowadził do sypialni, gdzie miałam uszykować rzeczy do spania.
- Musisz być na jutro wypoczęta. Z tego co wiem, to od jutra zaczynasz pracę, więc uszykuj sobie coś eleganckiego. Miłych snów, Melanie – powiedział i ucałował mnie w czoło na dobranoc. Zawsze to robił, gdy spaliśmy razem. Wtedy czułam się bezpieczna i chciana przez kogokolwiek. Nie mam na myśli, że mnie pokochał. Po prostu wiem, że zależy mu na naszej przyjaźni i w dobrych oraz złych momentach będzie ze mną. Przez najbliższy czas właśnie to pokazał.
- Mam prośbę. Gdy jesteśmy, to mów do mnie Julie, a nie Melanie. Kocham moje imię i ciężko będzie mi się z nim rozstać – poprosiłam przyjaciela, a on bez chwili zawahania, zgodził się. Podziękowałam mu ładnie i życzyłam dobrej nocy, a on następnie opuścił moje nowe królestwo. Tak jak radził mi przyjaciel, poszłam wykonać wieczorną toaletę, która nie różniła się niczym od innych. Po skończeniu czynności postanowiłam wejść do garderoby i spróbować wybrać odpowiedni strój na jutro. Moja garderoba jest wypchana po brzegi, więc mam zajęcie na dłuższy czas.
Po długich poszukiwaniach wybrałam czarną kloszowaną spódniczkę, którą pokochałam, gdy tylko ujrzałam ją w sklepie. Do tego postanowiłam założyć koszulę w czarno-czerwoną kratę, którą wsadzę w środek. Co do butów, to jeszcze nie wiem, ale najprawdopodobniej ubiorę ukochane, czarne vansy. W końcu muszę wytrzymać niewiadomo ile godzin, w odpowiednim obuwiu, a szpilki według mnie nie nadają się na długie chodzenie. Aby dopełnić strój, ubiorę kilka bransoletek.
Szukanie ciuchów na jutrzejszy dzień było dla mnie męczarnią. Nigdy nie lubiłam ich wybierać, a teraz jeszcze wyszłam z wprawy. Zanim trafiłam do szpitala, to wystarczyło jedne spojrzenie w głąb szafy i wiedziałam co mam ubrać. Tęsknię za tymi czasami, ale teraz będzie o wiele lepiej. Przynajmniej są takie moje założenia. Nie miałam ochoty na rozmyślanie o tym co jest, było i będzie. Podejrzewam, że zakończyłoby się to płaczem, którego wolę uniknąć, gdy w jednym domu jest ze mną Luke. Od razu wypytywałby mnie o powód mojego płaczu, ale przecież nie wyjawię mu prawdy. Nie mogę. Nie teraz.

Następny dzień

Obudziłam się o szóstej. Nie mogłam już dłużej spać, gdyż obudziłam się z powodu koszmaru. Mógłby on się powtórzyć, więc zamiast powrócić do snu, to po prostu włożyłam słuchawki do uszu i odpaliłam playlistę, którą wczoraj utworzyłam przed snem. Znalazła się na niej między innymi piosenka Green Day’a „American Idiot” oraz The Vamps i Demi Lovato „Somebody To You”. Pewnie dziwi was, że słucham popu i punku jednocześnie, ale ja lubię różne rodzaje muzyki. Green Day’a pokochałam przez przypadek, gdy robiłam tacie śniadanie. Włączyłam jedną ze stacji radiowych i akurat leciało w niej „American Idiot”. To jedna z piosenek, które przypominają mi o ojcu.
Niespodziewanie łzy zaczęły spływać mi po policzkach, gdy przypominałam każdy poranek spędzony z tatą. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, a gdy ktoś z nas miał problem, to po prostu o tym mówiliśmy i próbowaliśmy go rozwiązać. Raz miałam problem miłosny. Tata o nim wiedział i jego reakcją były słowa „podaj adres, a zaraz ten chłopak będzie wiedział, że mojej córci nie rani się”. Zachichotałam na tą myśl. Jakie to były piękne czasy… lecz już nie wrócą.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wparował Luke. Nie zdążyłam otrzeć do końca łez, więc je zauważył, co spowodowało jego sprint w kierunku mojej osoby. Szybko usadowił się obok mnie i przyciągnął do siebie, jednocześnie wyciągając mi słuchawki z uszu, które uniemożliwiłyby nam rozmowę.
- Julie, dlaczego płaczesz? – zapytał z troską wyczuwalną w głosie.
- Przypomniał mi się ojciec. To nic takiego. Czasami każdy musi popłakać – wyjaśniłam i odsunęłam się od przyjaciela, który jedynie wysłał mi pocieszający uśmiech. – O której mam być w pracy? – zapytałam jednocześnie zmieniając  temat, gdy próbowałam wyjść z łóżka, ale na marne, gdyż byłam szczelnie owinięta w kołdrę. Nawet nie wiem kiedy i jak to zrobiłam.
- O jedenastej zaczyna się trening, więc mamy przyjść pół godziny przed – poinformował mnie. Znów byłam mu wdzięczna za wsparcie, bo sama bałabym się tam iść. Teraz ogarnia mnie strach przed rozpoznaniem mojej osoby. Boję się tego cholernie, więc przed najbliższy czas będę wychodziła rzadko z domu. Najprawdopodobniej tylko do pracy i do sklepu. Nigdzie więcej.
- No okej. Idę na dół coś zjeść, a potem zacznę się szykować – oznajmiłam i z trudem wygramoliłam się z łóżka. Zbiegłam wraz z chłopakiem do kuchni, gdzie zaczęliśmy przygotowywać śniadanie. Poprawka. On robił sobie śniadanie, bo mi wystarczyło jabłko, które leżało w miseczce na blacie. Nigdy nie jestem głodna, ale dla świętego spokoju jem choć trochę, aby nie mieć prawionych kazań, że nic nie jem. Wiem, że organizm potrzebuje jedzenia, abym miała siłę na przetrwania całego dnia, no ale ile można jeść?
- Nie podoba mi się, że zjadłaś tylko tyle, ale tak nie uda mi się przekonać cię do zjedzenia jeszcze czegoś – westchnął bezradny Luke. Przewróciłam oczami i chwyciłam kolejne jabłko. Od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Byłam z tego powodu zadowolona. – Ty idź się szykować, a ja posprzątam – powiedział Luke, gdy skończyłam zajadać owoc. Pokiwałam głową na znak zgody i popędziłam do sypialni, gdzie na krześle miałam przewieszony mój strój na dziś. Chwyciłam go i ruszyłam do łazienki, gdzie ściągnęłam z siebie piżamę za którą służyła duża koszulka i krótkie spodenki, a następnie wskoczyłam pod prysznic, aby odświeżyć się. Potem zaczęło się ubieranie, malowanie i robienie fryzury, na którą nie mogłam się zdecydować. Miałam dylemat, czy zrobić koka, francuza, a czy może zostawić rozpuszczone. Ostatecznie zdecydowałam się na ostatnią wersję.
- Pięknie wyglądasz, Julie – pochwalił mój wygląd Luke, który był ubrany zwyczajnie. Czarne rurki, biały podkoszulek i trampki. Nie jest on typem chłopaka, który stoi długo nad szafą i nie wie w co się ubrać. Jest tego przeciwieństwem. Ubiera się w proste rzeczy i wybiera je w pięć minut. Pozazdrościć tylko czasu.
- Dziękuję – odparłam krótko. Pokręciliśmy się jeszcze chwilę po mieszkaniu, a potem opuściliśmy dom i poszliśmy do auta Luke’a, aby wyruszyć w stronę stadionu i jednocześnie biura drużyny Doncaster Rovers. Jechaliśmy ponad dwadzieścia minut. W tym czasie podziwiałam tą część Doncaster, którą nigdy nie odwiedziłam. Dziwne. Mieszkałam tu jako mała dziewczyna i po śmierci, a nigdy w te strony nie dotarłam. Myślałam, że znam moje rodzinne miasto jak własną kieszeń, a tu niespodzianka.
Szłam cała podenerwowana w stronę gabinetu trenera, który mieścił się pod stadionem. Nigdy nie spotkałam się z takim czymś, bo zawsze biura znajdowały się naprzeciwko stadionu, a nie pod.
- Witam cię, Melanie! Jest mi bardzo miło cię poznać. Jestem pewien, że będzie dobrze ci się tu pracowało – powiedział na wstępie Paul Dickov. Uścisnęłam jego rękę i usiadłam z przyjacielem na wyznaczonych miejscach.
- Mi też miło pana poznać – powiedziałam niepewnie. Luke to zauważył, uścisnął moją dłoń i wysłał mi lekki uśmiech.
- No to może przejdziemy do konkretów. Będziesz moją asystentką, co na pewno już wiesz. Musisz uporządkować stertę papierów, którą pokarzę ci jutro. Na bieżąco będziesz zajmowała się moimi spotkaniami i rożnymi sprawami organizacyjnymi dotyczących meczów. Dzisiaj poznasz chłopaków oraz oprowadzę cię po tym budynku. To tak wszystko w skrócie, a więcej okaże się w praniu – wyjaśnił wszystko, co chciałam wiedzieć jak na początek. Pokiwałam tylko głową, bo nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. Pan Dickov podsunął mi pod nos, którą uważnie przeczytałam. Nie zauważyłam w niej nic podejrzanego, więc po prostu podpisałam ją. Szef oficjalnie przywitał mnie w drużynie. Również zapewnił Luke’a, że jestem tutaj bezpieczna i może wrócić do domu.
- Przyjadę po ciebie jak skończysz. Miłej pracy – ucałował mój policzek i wyszedł z gabinetu.
- Mamy jeszcze chwilę do treningu, więc wyjaśnię ci co masz robić i jak – odparł szef, który bez mojej reakcji przeszedł do sprawy. Z piętnaście minut tłumaczył mi jak mam się zachowywać, jak się przedstawiać, jakim dziennikarzom odmawiać oraz jak załatwiać mecze wyjazdowe. Sądzę, że to nie będzie łatwe, ale przynajmniej nie będę się nudziła. Wolę harówkę tutaj niż bezczynne siedzenie w domu i rozmyślanie kiedy mnie znajdą.
Podczas drogi na boisko pan Paul dał mi wskazówki, w co mam się ubierać na jakie okazje, aby nie było wtop. Dzisiejszy strój nie nadaje się za bardzo na przebywanie na murawie, ale jest znośny, przynajmniej tak powiedział szef. Gdy zawodnicy nas ujrzeli, ustawili się w szeregu i oczekiwali na słowa ich trenera. Chyba wytresował ich jak w wojsku.
- Chłopaki, to jest Melanie Powell i będzie moją asystentką. Jest w niektórych sprawach już obeznana, więc możecie pytania kierować również do niej. Tylko bądźcie dla niej mili. Jasne? – zapytał. Każdy po kolei mówił, że rozumie. Trening jednak nie mógł się zacząć, bo brakowało jednej osoby.
- Przepraszam za spóźnienie! – krzyknął jakiś chłopak, którego rozpoznałam po głosie. Dziwne, że słyszałam go tylko raz, a już rozróżniam jego głos. Sama nie wiem dlaczego. Tak, mam na myśli tego piłkarza, którego spotkałam podczas ucieczki. Tego pana z pięknymi, niebieskimi oczkami, które widzę zawsze po zamknięciu oczu.
  - Przepraszam za spóźnienie – powtórzył się Tomlinson. Na początku mnie nie dostrzegł, ale gdy to się stało, zapytał się kim jestem. Odetchnęłam z ulgą, bo nie poznał mnie. W duchu skakałam z radości, bo nikt nie wie kim jestem i na pewno nie pozna mojej prawdziwej osoby.
Trening trwał dwie godziny, ale były w między czasie dwie przerwy. Na każdej z nich byłam obserwowana przez Louisa. Czułam się dziwnie, ale musiałam być w stu procentach skupiona na pracy, więc nie mogłam pozwolić sobie na podejście do niego i zapytanie o co mu chodzi. Szef kazał pracować mi na powietrzu, żebym nie gnieździła się w podziemiach i żeby miał mnie na oku. W końcu to mój pierwszy dzień pracy.
- Dzięki, chłopaki. Idźcie się przebrać i widzimy się jutro o tej samej godzinie – powiedział pan Dickov.  Wszyscy poszli w stronę szatni, nawet szef, oprócz jednej osoby. Na pewno każdy z was wie, kogo mam na myśli. Gdy stał nad mną, to udawałam, że go nie widzę i wypełniam papiery. Gdy odchrząknął, to postanowiłam zwrócić na niego uwagę.
- Słucham? Pomóc panu w czymś? – zapytałam, a on tylko się zaśmiał. Spojrzałam na niego podejrzliwie. O co mu chodzi do cholery?
- Jaki pan? – a to o to mu chodziło! – Jestem Louis. Czy my się przypadkiem nie spotkaliśmy ostatnio? Wpadłaś na mnie po meczu – powiedział. Próbowałam udawać obojętną, ale tak naprawdę bałam się jak cholera. Rozpoznał mnie, rozpoznał mnie… Co robić? Uciekać? Może skłamię? Jestem nawet w tym dobra, więc nie sprawiłoby mi to problemu. Na szczęście przybyło moje wybawienie w postaci jakieś brunetki.

- Louis, kotku. Idź się przebieraj, bo musimy jeszcze wstąpić do jednego sklepu – mówiła lekko piskliwym głosem jego dziewczyna. Chyba. Przynajmniej można było to rozpoznać po jej zwrocie do niego. Posmutniałam na myśl, że jest zajęty. Każdy przystojniak, a tym bardziej piłkarz, zawsze znajdzie kogoś sobie. Zaintrygowała mnie jego osoba, ale teraz to już nie ma znaczenia.


-----
Cześć wszystkim!
Na wstępie bardzo Was przepraszam, że przez prawie miesiąc czekaliście na rozdział! Szkoła się zaczęła i musiałam się dużo uczyć, bo to ostatnia klasa gimnazjum. Czekają mnie egzaminy do których mam 3 godziny dodatkowe na rozwiązywanie testów. Masakra...
Ale coś mnie wzięło na pisanie i dokończyłam rozdział, bo zaczęty już miałam dawno. 
Przepraszam również za błędy, które na pewno jedna osoba wyłapie :) 
A co do rozdziału. Jeżeli uznacie, że nie spełnia Waszych oczekiwań, to po prostu zawieszam bloga i wrócę, gdy będę dysponowałam czasem, aby regularnie dodawane były rozdziały, i gdy będę czuła się na siłach.
Decyzja należy do Was! Ma zawiesić bloga czy dodawać, gdy będę miała czas na pisanie? Piszcie w komentarzach.
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem! <3 Również za wyświetlenia każdego dnia i za dodawanie się do obserwowanych! Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy.

Znów coś pogrzebałam, gdy kopiowałam rozdział i wygląd posta jest inny. Przepraszam za to najmocniej, ale nie umiałam tego usunąć.

Miłego weekendu życzę!! <3

środa, 20 sierpnia 2014

Chapter six

Po trzech godzinach obudziło mnie pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam i poszłam do przedpokoju. Nie miałam pewności, czy to Luke, więc spojrzałam przez wizjer. Uśmiechnęłam się, gdy ujrzałam blond czuprynę. Odkluczyłam drzwi i już po chwili przede mną stał mój przyjaciel z szerokim uśmiechem. Rzuciłabym mu się na szyję, ale w ostatniej chwili ujrzałam sąsiadkę, która mnie nie lubi. A nawet nienawidzi. Jestem pewna, że od razu zadzwoniłaby do Cane Hill, gdyby mnie spostrzegła, aby upewnić się, czy na pewno zostałam wypuszczona. Zaprosiłam chłopaka do środka. Gdy tylko zamknęłam drzwi, to przyciągnęłam chłopaka do siebie, który wypuścił ze swych rąk torbę i wtuliłam się w jego tors. Luke na początku nie zareagował, lecz po chwili oddał uścisk.
- Tęskniłam za tobą - wyszeptałam i uroniłam kilka łez ze szczęścia, że w końcu mam go przy sobie. Gdyby odwrócił się ode mnie po moim trafieniu do szpitala, to nie miałabym wielkich powodów do ucieczki. Chciałam się zakochać jak każda nastolatka, ale co to by było za życie, gdzie nie ma się przyjaciół, chowasz się po wszystkich zakamarkach, aby cię nie znaleźli i do tego pracujesz nielegalnie. Pomyślmy… Gdybym była zdana tylko na siebie, to musiałabym pracować na lewo, bo uczciwi ludzie od razu wydaliby mnie w ręce pracowników szpitala. A tak jestem pewna, że Luke mi pomoże i będę mogła być chociaż w połowie uczciwym obywatelem.
- Ja za tobą też, Julie. Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedział i odsunął się. Na jego pięknej twarzy widniał uśmiech, który nie schodził z twarzy od początku naszego spotkania.
Poszłam z chłopakiem do salonu i usiedliśmy na kanapie. Z walizki wyjął reklamówkę, w której była chińszczyzna oraz karton soku pomarańczowego, który był moim ulubionym. Dziękowałam mu w duchu, gdyż umierałam z głodu. Luke postawił na zakurzonym stoliku dwa pudełka, a ja pobiegłam do kuchni po szklanki, które najpierw dokładnie umyłam. Po drodze zgarnęłam z szuflady jakąś szmatkę, którą mogłam wytrzeć stół. Wstyd mi było, że muszę go przyjmować w takim brudzie.
- Widzę, że dawno nic nie jadłaś - stwierdził, gdy zauważył w jakim tempie pochłaniam chińszczyznę. No co? Jak jestem głodna, to nie będę modliła się nad jedzeniem, tylko je zjem.
- Można tak powiedzieć.  Sam widzisz w jakim stanie jest ten dom, więc posilić się nie mogłam - odpowiedziałam z pełną buzią. Zachowuję się jak świnia, ale w tym momencie mnie to nie obchodzi.
Przecież nie powiem mu prawdy, że zwiałam ze szpitala i żeby móc to zrobić, musiałam powstrzymać się od jedzenia, aby jak najdłużej spędzić czasu z Natashą. A właśnie… Nat. Mam nadzieję, że w porę ją znaleźli i teraz leży w pokoju pielęgniarek i czeka na wybudzenie. Prawdę mówiąc, to Jane spadła mi z nieba, bo gdybym jej nie spotkała, to najprawdopodobniej Nat umierałaby w… spokoju?
- Podczas drogi do ciebie dużo myślałem. Mówiłaś, że chcesz zacząć nowe życie i zależy ci, aby nikt cię nie rozpoznał. Słyszałem o pewnej spokojnej dzielnicy na obrzeżach Doncaster i poprosiłem zaufaną osobą, aby sprawdziła w jakich cenach są tam domy. Jutro tam pojedziemy i wybierzesz sobie nowe lokum. Jeszcze coś wymyśliłem, ale o tym dowiesz się jutro - mówił. Z każdym jego słowem miałam ochotę rzucić się na niego i wycałować całego, tak jak zawsze robiłam w młodości, w ramach wdzięczności. Nie myślałam, że mój przyjaciel jest aż takim geniuszem! W zaledwie trzy godziny wymyślił to wszystko i można powiedzieć, że połowę zrealizował!
- Dziękuję ci bardzo. Ja nie wiem co powiedzieć i jak w jaki sposób się zrekompensować - powiedziałam i spuściłam wzrok. Posmutniałam, gdyż on robi dla mnie coś takiego, a ja go tylko okłamuję. Zasługuje na poznanie prawdy, lecz nie jestem w stanie opowiedzieć mu o wszystkim. Jeszcze nie teraz. Ale na pewno to zrobię. Nie wiem, czy za miesiąc, czy za pięć, ale on na to zasługuje i dowie sie wszystkiego.
Chłopak chwycił palcami mój podbródek i uniósł głowę tak, abym spojrzała w jego niebieskie oczy. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten gest, gdyż jego uśmiech jest strasznie zaraźliwy tak jak śmiech, który po chwili rozbrzmiewał w moich uszach.
- Oj ty głuptasie. Przecież wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko i wystarczy mi zwykłe dziękuję. Chcę dla ciebie jak najlepiej i żeby twój słodki uśmiech nigdy nie znikał z twojej uroczej twarzyczki - powiedział. Poczułam się z lekka niezręcznie, gdyż takie słowa mówi raczej chłopak, który jest zakochany po uszy w dziewczynie, a nie przyjaciel. Jednak znam go i wiem, że czasami wyjeżdża z takimi tekstami, które wyłącznie mają przekaz przyjacielski. Przytuliłam Luke'a z całych sił i jeszcze raz podziękowałam.
- No to co, idziemy spać? Widzę, że jesteś zmęczona, a na jutrzejszy dzień jest ci potrzebna energia - zaproponował. Pokiwałam twierdząco głową, chwyciłam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę mojej sypialni. Dlaczego nie prowadzę go do pokoju gościnnego? Jest on o wiele w gorszym stanie niż moje królestwo, a w ogóle odkąd pamiętam, to zawsze spaliśmy razem. A jak zdarzało się, że każdy był w innym pokoju, to zaraz już byliśmy razem, bo nie mogliśmy inaczej zasnąć. Tak już mamy, że gdy jesteśmy w pobliżu, ale nie śpimy w jednym łóżku, to nie umiemy zasnąć. Przy sobie czujemy się bezpieczniej i ze spokojem zasypiamy. Rzadko się zdarza, że zarywamy noce na rozmowach. Zawsze takie rzeczy załatwiamy w dzień.
Gdy przyjaciel zobaczył bałagan w moim pokoju, to oczy prawie mu wyszły na wierzch. Chyba nie spodziewał się, że mogę mieć aż taki bałagan. Jestem czyścioszkiem i za każdym razem mam porządek, a tu taka zmiana…
- Yyy… Po prostu zanim zabrali mnie do psychiatryka, to wzięłam się za sprzątanie papierów i jakoś nie udało mi się skończyć - wytłumaczyłam swój artystyczny nieład, który panował w moim pokoju.
Mój towarzysz nic nie odpowiedział, tylko wziął się za układanie na tak zwaną "kupkę" wszystkich kartek. Oczywiście od razu zaczęłam mu pomagać. Gdy uporaliśmy się z wszystkim, co leżało na łóżku, to postanowiłam zajrzeć pod nie. Znalazłam tam mój pamiętnik, który był otwarty. Nie chciałam go czytać, przynajmniej nie w tym momencie. Pobiegłam na dół, nie informując przyjaciela o przyczynie mojego nagłego biegu i schowałam zeszyt w głąb walizki. Kto wie, może znów będę prowadziła pamiętnik?
- Po co zeszłaś na dół? - zapytał Luke, który leżał już pod świeżą pościelą, którą wyciągał jak wybiegałam z pokoju.
- Spakować pamiętnik do walizki, bo znalazłam go pod łóżkiem. Nie chcę, aby wpadł w czyjeś ręce - wyjaśniłam mu. Podeszłam do szafy i wyjęłam za dużą koszulkę, którą miałam wykorzystać jako piżamę. Poinformowałam przyjaciela, że idę do łazienki i po chwili zniknęłam za jej drzwiami. Rozebrałam się do bielizny na którą następnie ubrałam koszulkę. Włosy związałam w niechlujnego koka i wróciłam do chłopaka, który zilustrował mnie wzrokiem, gdy zmierzałam w jego kierunku. Wślizgnęłam się pod kołdrę i wtuliłam w przyjaciela, który objął mnie jedną ręką w talii.
- Dobranoc, mała - wyszeptał mi do ucha.
- Dobranoc, wielkoludzie - odpowiedziałam, a chłopak zachichotał. Jak ja kocham ten dźwięk…

Następny dzień

Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do mojej sypialni. Poczułam czyjeś ręce na swojej tali. Przestraszyłam się, ale po chwili przypomniałam sobie, że jest przy mnie Luke. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam w stronę przyjaciela, który słodko spał. Nie chciałam go budzić, ale musiałam. Co zrobiłam jakiś ruch, to jego uścisk był coraz mocniejszy. Nie jestem jakimś skarbem, który można ukraść, więc dlaczego on mnie tak pilnuje?
- Luke - wyszeptałam. Chciałam tylko wstać, a on może iść dalej spać, ale niech mnie puści! - Luke! - krzyknęłam, a chłopak nadal nic. - Zaczynasz mnie wkurzać, Hemmings - pomyślałam. Jestem tylko jego przyjaciółką, która nie ma gdzie uciec, więc mógłby mnie łaskawie puścić.
- No już cię puszczam. Myślałem, że dłużej pośpimy sobie - powiedział i poluźnił uścisk. Automatycznie wyskoczyłam z łóżka, gdyż przyjaciel mógłby rozmyślić się i znów uwięzić mnie w szczelnym uścisku.
- Możesz jeszcze przecież spać. Ja tylko chciałam iść się ubrać - wymamrotałam. Wyjęłam z szafy szorty, bokserkę, miętowy sweterek, świeżą bieliznę i ruszyłam do łazienki, gdzie wykonałam poranną toaletę , która nie trwała zbyt długo. Po wyjściu z pomieszczenie zaczęłam poprawiać łóżko, bo nie miałam co robić, ponieważ teraz Luke zajął łazienkę. Normalnie poszłabym do kuchni, aby uszykować nam śniadanie, ale teraz jest to niemożliwe, bo szafka i lodówka świecą pustkami
- Gotowa do wyjazdu i rozpoczęcia nowego etapu życia? - spytał poprawiając przy tym swoją koszulę. Pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy na dół, skąd zabraliśmy swoje walizki, aby następnie opuścić mury mojego rodzinnego domu.
Gdy siedziałam już na miejscu pasażera, to spojrzałam ostatni raz na dom do którego już nigdy nie wrócę. Łzy zgromadziły się w moich oczach, lecz nie pozwoliłam im spłynąć po policzkach. Delikatnie wytarłam je. Na szczęście już żadne nie pojawiły się.
- Długo jeszcze? - zapytałam. Jestem niecierpliwą osobą, co niektórych zniechęca do mnie, ale też zdarzały się osoby, których to bawiło. Niestety już ich nie spotkam. Dlaczego? Cała moja paczka z Londynu wyjechała do Nowego Jorku, gdzie każdy znalazł swoją szkołę marzeń, a niektórzy nawet miłość. Pozazdrościć.
- Zejdzie nam jeszcze jakieś pół godziny, bo pojedziemy do McDonalda. Jestem głodny, ale nie wiem jak ty - odpowiedział. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, co chłopak skomentował śmiechem. Nie da opisać się szczęścia, które panowało w moim sercu, gdy tylko na twarzy tego chłopaka formował się uśmiech z mojego powodu. Brzmi to trochę jakbym była w nim zakochana, lecz to nie prawda. Po prostu jest on najlepszym przyjacielem na świecie dla którego zrobiłabym wszystko.
Pamiętam jak dziewczyna, w której był zakochany po uszy, dała mu kosza. Chodził całymi dniami przybity, więc poszłam do niej i zmusiłam ją, aby umówiła się z Luke'iem na jedną randkę, ale miała zniechęcić go do siebie. Taka zła ja… Na szczęście wszystko poszło po mojej myśli i Luke błyskawicznie odkochał się.
Podjechaliśmy pod McDonalda. Przyjaciel kazał mi chwilę poczekać, bo poszedł złożyć zamówienie. Po pięciu minutach wrócił z pełną torbą niezdrowej żywności.
- Ty chcesz mnie utuczyć! - westchnęłam. Spojrzałam do środka i chwyciłam dużą porcję frytek, które od razu zaczęłam zajadać.
- Nie zapominaj, że też jestem głodny. Nie musimy tego od razu zjadać, bo przyda się na później. A z tego co wiem, to każdy dom jest zaopatrzony w mikrofalówkę, więc bez problemu odgrzejemy to co zostanie - stwierdził. Dziesięć minut konsumowaliśmy nasze niezdrowe śniadanie, a następnie ruszyliśmy w dalszą drogę. Cały czas chłopak opowiadać, co wydarzyło się u niego przez te pięć cholernych miesięcy. Odbył trasę koncertową wraz z zespołem One Direction. One Direction, One Direction… Skądś tą nazwę kojarzę!
- Opowiedz mi coś o nich. To jest jakiś znany zespół, prawda?
- Tak. Zajęli oni trzecie miejsce w X-Factorze, w 2010 roku. Ich sława rosła z dnia na dzień, mieli coraz większą liczbę fanek. Tylko teraz odszedł jeden z nich i ich dalsza działalność wisi pod znakiem zapytania, bo Louis miał wiele wielbicielek - wyjaśnił w skrócie. Wiedziałam, że skądś kojarzę tą nazwę. A ten Louis, to przystojny brunet na którego wpadłam wczoraj. Nie mogłam nic powiedzieć Luke'owi, bo chciałby wiedzieć dlaczego biegłam, co o nim sądzę i czy z nim rozmawiałam. A takiej rozmowy nie przeżyłabym, bo znów na koncie byłoby kolejne kłamstwo. - A najlepsze jest to, że zrezygnował z kariery muzycznej dla swojej dziewczyny, która marudziła, że go rzadko widuje, bo ciągle był w trasie Londyn - Doncaster - dokończył swoją opowieść, która mnie zaintrygowała. Czyli to był kolejny chłopak, który nie zwróciłby na mnie uwagi, gdybyśmy ponownie się spotkali…
- Jesteśmy na miejscu - wyrwał mnie z zamyśleń mój przyjaciel. Wysiadłam z gracją, z samochodu i rozejrzałam się po dookoła. To nie było zwykłe, małe osiedle z przytulnymi domkami, lecz skupisko will! Szok, który mnie opanował, potwierdziłam szeroko otwartą buzią. Chyba śnie!
- Wystarczyłby mi tylko mały domek, bo przecież nie mam nikogo oprócz ciebie - zwróciłam się do Luke'a, gdy ogarnęłam się. Nie zamierzam zawierać jakiś większych znajomości, bo w każdej chwili będę mogła zostać rozpoznana. Ach ten Luke… Zawsze lubił mnie rozpieszczać, ale żeby aż tak?!
- Nie narzekaj, tylko chodź na zwiedzanie domów. Są tylko trzy, bo reszta została wczoraj sprzedana - popchnął mnie lekko do przodu, abym ruszyła się, bo cały czas stałam w miejscu.
Wszystkie wille oglądałam z dokładnością i za każdym razem na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Gdybym tak miała chłopaka, którego mogłabym tu przyprowadzić, potem mieć z nim dzieci i stworzyć szczęśliwą rodzinę, byłoby wspaniale. Niestety zostanie ten obraz tylko w moich myślach, gdyż kto chciałby poślubić psycholkę? Nikt.
- Wybieram ten - oznajmiłam, gdy skończyliśmy oglądać ostatnią willę. Była ona zdecydowanie najmniejsza ze wszystkich trzech. Nie chciałam mieszkać w tak dużym domu sama, a wedle mnie Luke nie przeniesie się z Londynu do Doncaster, bo tam ma trojkę wiernych kumpli.
Ściany były białe, a mebli brak. Jedynie kuchnia była urządzona. Czyli czekają nas zakupy, których obawiałam się. Ktoś może mnie rozpoznać, gdyż jestem pewna, że szukają mnie. Wujek Lucas nie będzie spał spokojnie dopóki mnie nie odnajdzie i ukarze. Trafię na terapię elektrowstrząsową i zakończę swoje życie, gdyż jestem za chuda, aby przeżyć. Zawsze pacjenci, którzy tam trafiali, byli przy kości, więc dlatego nic wielkiego im się nie stało. Mój smutek i zdenerwowanie zauważył Luke.
- Mała, nie smutaj. Załatwimy wszystko w tydzień, ale najpierw czeka cię mała przemiana. Chodź za mną - zrobiłam to co kazał. Posłusznie szłam za nim. Minęliśmy pięć domów, aż dotarliśmy na miejsce. Nie wiedziałam i nawet nie domyślałam się po co tu przyszliśmy, ale gdy weszliśmy do środka, to wiedziała już gdzie jestem. Chłopak zaprowadził mnie do salonu fryzjerskiego i zarazem kosmetycznego. Spojrzałam na niego pytająco, a on gestem dłoni pokazał na kobietę, która szła w naszą stronę.
- Cześć Luke. Kogo mi tym razem przyprowadziłeś? - zapytała z uśmiechem, a następnie przytuliła chłopaka po przyjacielsku.
- Cześć, Elizabeth. To jest moja przyjaciółka Julie. Rozpoczyna nowe życie i przydałaby się jej lekka odmiana - zwrócił się do dziewczyny, która wyciągnęła w moją stronę dłoń, w celu przywitania. Uścisnęłam jej delikatną i wypielęgnowaną dłoń.
- No to ja ją porywam, a ty masz trzy godziny wolnego - powiedziała Elizabeth, która od razu zaprowadziła mnie do pomieszczenia, w którym zaczęła moją metamorfozę.

*Luke*

Widziałem w oczach Julie radość, gdy pozwoliłem jej wybrać dom, ale też gdy trafiła w ręce Elizabeth, która była kiedyś moją stylistką. Poprosiłem ją o pomoc, bo wiem, że nigdy nie wydałaby mojej kochanej przyjaciółki. Dziewczyna wie trochę o Julie, gdyż załamałem się na wieść, że lokowanej przy mnie nie będzie i akurat na nią trafiło, że powiedziałem jej o wszystkim. Kochałem ją jak siostrę i rozłąka z nią cholernie bolała. Gdy tylko do mnie zadzwoniła, to czułem ogromne szczęście, lecz po usłyszeniu jej głosu, zamarłem. Nawet nie wiem dlaczego.
Aktualnie szedłem na spotkanie ze znajomym, który da nową tożsamość Julie oraz znalazł da niej pracę. Jak to wszystko załatwiłem w kilka godzin? Znajomości, parę telefonów i pieniądze, tłumaczą wszytko. Gdybym nie był w zespole 5 Seconds Of Summer, to nie byłbym w stanie tego wszystkiego zrobić. Co zwykły Australijczyk, który przeprowadził się w dzieciństwie do Londynu, mógłby zrobić?
- Siema! Oto twoje papiery. Od dzisiaj ta dziewczyna nazywa się Melanie Powell i za tydzień rozpoczyna pracę u trenera Doncaster Rovers jako jego asystentka. Więcej informacji masz w środku, a ja muszę już spadać - mówił wszystko na jednym tchu, więc myślałem, że zaraz mi tu padnie. Podałem mu kopertę z pieniędzmi, odebrałem papiery dla Julie i już Blase'a nie było. Zawsze znikał tak szybko jak się pojawiał, gdyż ma na pieńku z policją i nie chciałby znów trafić do aresztu.
Wolnym krokiem wróciłem do nowego domu Julie. Przez ten tydzień, w którym nie będzie pracowała, pomogę jej urządzić dom i oczywiście nie obejdzie się bez zakupienia nowych ubrań. Nowe życie, nowy styl.
Po wyznaczonym czasie wróciłem do domu Elizabeth, który jednocześnie był salonem fryzjerskim jak i kosmetycznym. Usiadłem w poczekalni, ponieważ powiedziano mi, że dziewczyna nie jest jeszcze gotowa. Nie miałem pojęcia, co mogę robić przez ten czas, więc wyciągnąłem telefon i zacząłem się nim bawić. Przejrzałem Twittera, odpisałem paru fankom, zaobserwowałem je, a potem zacząłem grać w Angry Birds.
Prawie ukończyłem dwudziesty poziom, ale przerwano mi grę. Elizabeth odchrząknęła, więc automatycznie mój wzrok powędrował najpierw na nią, a potem na moją przyjaciółkę, która wyglądała niesamowicie. Jej włosy zostały rozjaśnione i wyprostowane. Nie było żadnego śladu po jej niesfornych lokach, które zawsze opadały na jej twarz. Strój również był inny, nie taki w jakim ją przyprowadziłem. Miała założoną czerwono-czarną koszulę w kratę, która była włożona w czarne, postrzępione u dołu szorty, ozdobione ćwiekami. Na nogach miała czarne vansy, a na ręce dwurzędową pieszczochę. Jednym słowem wyglądała ostro!
- Wow! - tylko tyle udało mi się powiedzieć. Zaskoczyła mnie ta zmiana. Myślałem, że zmieni tylko fryzurę, a styl stworzy na wspólnych zakupach. Jak widać, myliłem się.
- Jak podoba ci się nowa Julie? - zapytała Elizabeth, która była wyraźnie zadowolona ze swojego dzieła. Nie dziwię jej się. Podszedłem do kobiety i przytuliłem ją z całej siły.
- Dziękuję - wyszeptałem. - Julie, a teraz Melanie, wygląda zajebiście i będę musiał ją pilnować, bo nie jeden facet będzie chciał mi ją zabrać - dopowiedziałem. Na dziewczyny twarzy było wymalowane zdziwienie. Czyżbym jej o czymś nie powiedział?
- Czemu Melanie? - zapytała zdezorientowana.
- Opowiem ci wszystko w domu - oznajmiłem. - Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia! - pożegnałem się z moją byłą stylistką i ruszyłem z Julie do jej nowego domu.



-----
Cześć!
Na wstępie dziękuję za szczere komentarze pod poprzednim rozdziałem! Chciałam Wam jakoś wynagrodzić ten beznadziejny rozdział i ten jest o wiele dłuższy i mam nadzieję, że ciekawszy.
Na pewno Sorki, spadły mi moje nachos lekko się zawiodła, że nic nie było z Louisem, ale w następnym na pewno on się pojawi! :)

Przepraszam za błędy xx

Już Was nie zanudzam tą notką, więc idę "świętować" moje urodziny.
Miłego dnia, Kochani! 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Chapter five

*Julie*

Po pół godziny dotarłam do miejsca z którego parę miesięcy temu wyprowadzono mnie siłą. Pamiętam jak dwóch mięśniaków chwyciło mnie za ramiona i próbowali wynieść z własnego domu. Wierzgałam nogami i wszystkimi siłami próbowałam wyrwać się z ich uścisku. Niestety nie udało mi się to. Wiem, że żaden z pracowników szpitala psychiatrycznego nie zamknął wtedy drzwi na klucz, lecz teraz było na odwrót, więc ktoś musiał tutaj być.
Uklęknęłam przy żabce, pod którą zawsze trzymaliśmy zapasowe klucze i sięgnęłam je. Byłam zdziwiona, że one jeszcze tam są, bo każda osoba którą znam, trzyma klucze w takim miejscu. Może i to oklepany pomysł na trzymanie takich rzeczy, ale jak widać skuteczny. Chyba, że ktoś pozabierał wszystkie drogocenne rzeczy i odstawił klucz na swoje miejsce, aby nie wzbudzić podejrzeń. Zaraz się o tym przekonam.
Ostrożnie otworzyłam drzwi od mojego rodzinnego domu. Drewniana powłoka lekko zaskrzypiała, gdyż najprawdopodobniej nikt nie odwiedzał wnętrza domku przez pięć miesięcy. Pięć cholernych miesięcy, w których przeżywałam piekło. Nie wyobrażam sobie powrotu do tamtego miejsca.
Zamknęłam drzwi, słysząc charakterystyczne skrzypnięcie i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu pełnym wspomnień. Nagle przed moimi oczami pojawiło się całe dzieciństwo. Pierwsze kroki, pierwsze słowo, które brzmiało "tata", impreza z okazji mojego roczku, pierwsza gwiazdka z rodzicami, których ciała teraz znajdują się pod ziemią i wiele innych wydarzeń, które chciałabym, aby powróciły. Moje oczy zaszkliły się, gdyż nie zabrakło też tych złych wspomnień. Kłótnie rodziców, groźby rozwodem, ostatnie spotkanie z matką oraz jej "koledzy". Nie raz przyłapywałam ją na spaniu z mężczyznami, których zmieniała jak rękawiczki. Najgorsze jest to, iż zaczęło się to wszystko po pogrzebie taty. Już tego samego dnia miała kogoś w łożu, który dzieliła z ojcem w Doncaster. Tą miejscowość uważam za wyjątkową, bo tam się urodziłam i po śmierci taty chciałam tam wrócić, aby nie jeździć setki kilometrów, aby posprzątać jego grób. Również życie w Londynie wydawało mi się nudne, co przekonało mnie do powrotu tutaj.
Nie miała za nic w świecie serca. Pomyśleć tylko jak on mógł się czuć, gdy widział to wszystko z góry, co matka wyprawia. Znienawidziłam jej za to, ale również z powodu jej obojętności, która pojawił się, gdy lekarz oznajmił jej, że jej mąż a mój ojciec, zmarł. Można nawet powiedzieć, że wtedy poczuła ulgę. Kochająca żona załamałaby się albo chociaż uroniła łzę. Ona jednak żadnej z tej rzeczy nie zrobiła.
Codziennie chodziłam na grób ojca, aby pomodlić się i zapalić mu świeży wkład od znicza lub postawić kwiaty. Czasami jednak pojechałam do wujka, więc nie miałam jak odwiedzić grobu. Matka tam nie przebywała w ogóle, nawet gdy ją poprosiłam, aby podczas mojej nieobecności podlała kwiaty. Jej czyn mnie zabolał. Byli z pozoru kochającym się małżeństwem, które czasami przeżywało kryzys, ale czy to oznaczało, aby po śmierci, brzydko mówiąc, olać go? Moim zdaniem nie.
Szłam wzdłuż korytarza. Trafiłam do salonu, w którym było pełno zdjęć. Przedstawiały one mnie, matkę, ojca i wujka Lucasa. Nie było tam osoby, która nie uśmiechała się szczerze. Każdy miał wtedy powód do radości. Jedna fotografia została zrobiona w dzień moich szóstych urodzin. Nie pamiętam, co wtedy dostałam na prezent, ale mogę powiedzieć, że wywołało to na mojej twarzy szeroki uśmiech. Zawsze tak było. Prezent nie musiał być wielki i drogi, ale dany od serca. To wystarczyło, aby był on wyjątkowy.
Na kolejnych trzech byłam ja z ojcem. Miałam wtedy może z cztery latka. Siedziałam na sankach, a tata obejmował mnie od tyłu. Wkoło nas było pełno śniegu, nawet na mojej różowej czapeczce zagościł biały puch. Kochałam zimę od zawsze, bo wtedy spędzałam dużo czasu na powietrzu wraz z ukochanym ojcem. Gdy byłam już trochę starsza, to kończyło się to za każdym razem bitwą na śnieżki. Nigdy nie wygrałam, ale liczył się spędzony wspólnie czas.
Przejechałam po ramkach palcami, aby pozbyć się grubej warstwy kurzu, który był dosłownie wszędzie. Chciałabym posprzątać tutaj, ale wszystkie detergenty są na pewno przeterminowane lub zepsute, a ja nie mam czasu by kupić nowe. Również nie mogę narażać się na jakiekolwiek wyjścia, gdyż mogą mnie załapać.
Obeszłam cały dom, aż dotarłam do mojego pokoju. Ściany były koloru czerwonego, meble białego, a dodatki pasujące do ścian. Łóżko, które stało na środku sypialni, było w opłakanym stanie. Wszystkie kartki były porozrzucane po całej jego długości, a biała pościel straciła swój kolor, który zszarzał. Moją uwagę przykuł telefon, który leżał na podłodze. Musiał wypaść mi z rąk, gdy przestraszyłam  się obcych kroków. Podniosłam go. Był rozładowany, bo w końcu przeleżał tam pięć miesięcy. W chaosie panującym w pomieszczeniu, znalazłam ładowarkę, którą podłączyłam do urządzenia, a następnie umieściłam w kontakcie, który znajdował się za szafką nocną, stojącą po lewej stronie legowiska.
Odczekałam chwilę i włączyłam Iphona. Wpisałam kod PIN, który o dziwo pamiętałam, po czym ukazało mi się pełno nieodebranych połączeń i wiadomości od Luke'a. Był i jest on moim jedynym przyjacielem, który zawsze jest przy mnie, rozpozna kiedy jest źle, gdy wcisnę mu jakiś kit dotyczący mojego samopoczucia oraz wie o wszystkim, co jest związane z moją matką i naszymi dawnymi kłótniami.
Poznałam go dziesięć lat temu, gdy tata zabrał mnie do Londynu. Spotkałam go na jednym z pobliskich placów zabaw, który mieścił się niedaleko domu, który wtedy miał się okazać naszym nowym gniazdkiem. Huśtałam się samotnie na huśtawce, bo tata rozmawiać przez telefon w niewiadomej mi sprawie. Luke uchronił mnie przed upadkiem, gdyż w pewnym momencie straciłam równowagę. To był początek naszej przyjaźni, która mogła rozwijać sie w Londynie, ponieważ w wieku niecałych 7 lat przeprowadziłam się do tego pięknego miasta. Potem jednak po ośmiu latach wróciłam do Doncaster, gdyż tam mieścił się grób mojego ojca.
W Londynie zdarzyło się wiele rzeczy, o których nie chcę pamiętać. Pierwsze miłości, zdrady, pocałunek. Pierwszy raz całowałam się właśnie z Luke'iem. Nie wiem nawet jak to się stało, że skończyłam w jego ramionach, lecz można powiedzieć, iż ten pocałunek był najlepszy. Inni chłopacy nigdy mu nie dorównali. Ten incydent nie spowodował, że przestaliśmy przyjaźnić się. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i zdecydowaliśmy nadal być przyjaciółmi.
Otworzyłam szufladę szafki nocnej i wyjęłam z niej doładowanie. Jakim cudem ono się tam znalazło? Cóż… Nie zdążyłam doładować sobie konta tego dnia. Teraz przynajmniej pomoże mi w pewien sposób z dalszą ucieczką. Wystukałam kod, a po pięciu minutach już miałam zadawalającą sumę pieniędzy na telefonie, więc wybrałam numer przyjaciela. Odebrał po trzech sygnałach, gdy traciłam już nadzieje, że odbierze.
- Julie? - zapytał zaskoczony. Byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam nic powiedzieć. Sądziłam, że zignoruje ten telefon, gdy na ekranie ujrzy mój numer. Na szczęście pomyliłam się. Ale czy nie odwróci się teraz ode mnie?
- Tak, to ja - wyszeptałam po paru minutach ciszy. Nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie to wiedziałam, ale nie miałam pojęcia w jaki sposób. Nie mogę po pięciu miesiącach rozmawiać z nim jak dawnej.
- Wypuścili cię? - zapytał z trudem. Gdyby to była prawda, odpowiedziałabym mu, że nie ma zadawać głupich pytać, bo inaczej nie miałabym jak do niego zadzwonić. Ale prawda jest inna. Postanowiłam zatrzymać dla siebie tego typu teksty.
- Zostałam wypuszczona za dobre zachowanie - wymamrotałam do słuchawki. Nawet nie wiem, czy można być wypuszczonym z takiego powodu, z tego szpitala. To była pierwsza myśl, która wpadła mi do głowy, więc postanowiłam ją wykorzystać. Między nami panowała głucha cisza, którą przerwał chłopak.
- Potrzebujesz czegoś? Jesteś w swoim dawnym domu? Przyjadę do ciebie najszybciej jak się da - oznajmił. Jezu, jak mu byłam wdzięczna za zaoferowanie pomocy, którą postanowiłam oczywiście przyjąć.
- Dziękuję. Po prostu przyjedź do mnie i nie mów nikomu, że wyszłam. Nikt nie może o tym wiedzieć. Chcę zacząć życie od nowa. Nawet nie informuj o tym swoich przyjaciół - poprosiłam go. Nie odpowiedział mi nic, więc znów panowała między nami ta niezręczna cisza, której chciałam uniknąć. Gdy go słuchałam, to przynajmniej nie myślałam o poczuciu winy, które mnie opanowało z powodu kłamstwa wobec przyjaciela. Zawarliśmy pakt na początku naszej przyjaźni, iż powiemy sobie najgorszą prawdę, ale nie będziemy okłamywać się nigdy.
- Spakuję parę rzeczy i jadę do ciebie. Nie wychodź nigdzie. Przyjadę jak najszybciej. Do zobaczenia - powiedział szybko na jednym wdechu i zakończył połączenie. Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej w nim mam oparcie i pomoże mi. Kocham go jak brata i jestem mu za wszystko bardzo wdzięczna. Szkoda, że nie mam jak mu odwdzięczyć się. Pieniędzy żadnych nie posiadam, on ma za to ich mnóstwo, więc tym bardziej odpada taka forma podziękowania.
Położyłam telefon na szafce i postanowiłam również spakować parę rzeczy do walizki, w razie gdybym musiała dalej uciekać. Przeprowadzka jest konieczna, ponieważ nagłe wzrosty kwot na rachunkach mogą być podejrzane. Tylko mam mały problem, bo nie wiem gdzie, gdyż nie chcę opuszczać Doncaster, ale też narażać się na rozpoznanie mnie, gdy wyślą za mną list gończy. Mam nadzieję, że Luke znajdzie szybko jakieś rozwiązanie.
W rzeczach Nat czułam się okropnie. Gdy tylko na nie spojrzałam, to miałam przed oczami wydarzenia sprzed kilku godzin. Coś czuję, że poczucie winy nigdy mnie nie opuści i zawsze będę myślami wracała do tamtego dnia. Chciałam odgonić od siebie te wszystkie złe myśli zawiązane z dzisiejszym dniem, więc postanowiłam wziąć prysznic, lecz najpierw dokończę pakowanie. Do walizki wrzuciłam kilka bluzek, dwie pary szortów, długie spodnie, bieliznę, bluzę i kurtkę przeciwdeszczową. Wszystko może przydać się, gdyż nie jestem w stanie przewidzieć pogody.
Uznałam, że mam wszystko i ruszyłam do swojej łazienki, po drodze kładąc walizkę koło drzwi od sypialni. Zdjęłam z siebie ubrania, które następnie wrzuciłam do kosza i wskoczyłam pod prysznic. Moja kąpiel nie trwała długo, gdyż woda była lodowata. Chociaż nie zmyłam z siebie poczucia całkowicie, to choć na chwilę mogłam zapomnieć o ucieczce, gdyż tylko w moich myślach przeważał brunet, na którego niedawno wpadłam.
Gdy wytarłam swoje ciało w pierwszy, lepszy ręcznik i owinęłam go wokół ciała, poszłam z powrotem do sypialni, gdzie miałam dylemat w co się ubrać. Ostatecznie zdecydowałam się na czarne legginsy, szarą tunikę z logo zespołu mojego przyjaciela i białe conversy. Z szuflady wyciągnęłam czarną, koronkową bieliznę i wróciłam do łazienki, aby to wszytko nałożyć na swoje już zmarznięte ciało. Nie spieszyłam się, gdyż Luke przyjedzie za góra dwie, trzy godziny, a nie miałam co robić.
Jedno mnie dziwi. Dlaczego w tym domu jest prąd i woda? Przecież nikt tutaj nie mieszka i tym bardziej nie płaci rachunków. Normalnie wszytko zostałoby wyłączone. Chyba, że jednak ktoś płaci, ale niby kto?
Ubrana wyszłam z łazienki i sięgnęłam po telefon, który trafił do mojej lewej ręki, gdy w prawej trzymałam uchwyt walizki. Nigdy nie wiadomo, co może się stać, więc wszystkie potrzebne rzeczy wolałam znieść na dół. 
Byłam strasznie głodna. Lodówka i szafki świeciły pustkami. Nawet gdybym coś znalazła, to nigdy nie odważyłabym się tego zjeść, bo choroba nie jest mi potrzebna. Z burczącym brzuchem położyłam się na kanapie. Zmęczył mnie ten bieg, więc postanowiłam chwilę poleżeć i odpocząć. Nie panowałam nad swoim ciałem, które powoli odpływało. Nie zamierzony sen, ogarnął mnie po niespełna dziesięciu minutach.



-----
Hej, Kochani!
Jak widać udało mi się coś napisać na wakacjach :)
Rozdział może wydawać się trochę nudny, bo jest bardziej opisowy itd., ale musicie też znać trochę przeszłości głównej bohaterki i co czuje. W moich poprzednich ff akcja szła zdecydowanie za szybko i nie chcę popełnić tego samego błędu.
Proszę komentujcie, bo to na prawdę mnie motywuje.

"Louis and girl from the mental hospital" będę też prowadziła na Wattpadzie. ( http://www.wattpad.com/66233406-louis-and-girl-from-the-mental-hospital )

Moim marzeniem jest zobaczyć kiedyś pod rozdziałami przynajmniej 20 komentarzy (nie licząc moich odpowiedzi), więc staram się jakoś rozpowszechniać to ff.
Przepraszam za błędy xx
Miłego dnia 


czwartek, 7 sierpnia 2014

Chapter four

- Przepraszam… Muszę to zrobić. To moja jedyna opcja - wyszeptałam. Natasha nie wiedziała, o co mi chodzi. Z przerażeniem wstała z sofy, a ja za nią. Zatrzymała się przed biurkiem, oddychając ciężko i nie wiedząc, co miałam na myśli. Najciszej jak się dało, podniosłam metalowy stołek, którym uderzyłam Nat w głowę. Kobieta powoli opadała na ziemię. W moich oczach pojawiły się łzy. Jak mogłam skrzywdzić tak dobrą kobietę? No jak? Była najukochańszą osobą w tym ośrodku, a ja musiałam ją zranić, aby osiągnąć swój cel - opuszczenie murów Cane Hill.
Przykucnęłam przy bezwładnym ciele Nat. Zaczęłam ściągać z niej czarną marynarkę, niebieską koszulę, a następnie czarne dżinsy, które były idealnie dopasowane do jej figury. Następnie zrzuciłam ze swojego chudego ciała, mój turkusowy uniform. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, spowodowana nagłym spadkiem temperatury w pomieszczeniu. spowodowały to uchylone drzwi od kapsuły, które otworzyłam. Niezgrabnie wskoczyłam w ciuchy kobiety, potykając się przy ty, lecz nie ubrałam jednej z jej części garderoby - wysokich szpilek. W tych szczudłach nie dałabym rady biec, więc na nogach zostawiłam moje czarne trampki.
Po niecałych pięciu minutach, udało mi się ubrać Nat. Chwyciłam kobietę za ramiona i przeciągnęłam po ziemi, aż pod same drzwi kapsuły. Obcasy kobiety wywoływały niemały hałas, więc musiałam je jej zdjąć. Buty postawiłam obok biurka, a ich właścicielkę wrzuciłam z trudem do mroźnej klatki. Po moich policzkach nadal płynęły łzy. Właśnie pozbawiłam życia moją bratnią duszę, która w żaden sposób nie wybaczy mi, gdy znajdzie się tam na górze. A może ktoś ją w porę ocali? Wątpię.
Do mojego planu wykorzystałam tylko ją, ponieważ mamy podobne figury oraz te same włosy. Pewnie was dziwi, czemu pracownica oraz pacjentka Cane Hill wyglądają tak samo. Otóż gdy po miesiącu zbliżyłam się mocno do Nat, to ona postanowiła również mieć loki, gdyż zawsze jej podobały się. Kolor włosów miałyśmy ten sam, więc po jej długotrwałych, rannych zabiegach, wyglądałyśmy prawię jak bliźniaczki. Różniły nas tylko inne rysy twarzy oraz codzienne stroje.
Wygładziłam rękawy marynarki i ruszyłam w stronę drzwi. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju pełnym wspomnień. Wytarłam łzy, które za nic w świecie nie chciały przestać lecieć. Opuściłam loki na twarz, tak aby nie dało się mnie rozpoznać i wyszłam. Zdziwił mnie fakt, że nigdzie nie było Jamesa. Może odechciało się mu czekać, aż Natasha da mu znać, że może wejść?
Szłam podejrzanie pustymi korytarzami. Nigdzie nie było widać ani jednego ochroniarza. Ucieszył mnie ten fakt, lecz nie mogłam za szybko pokazywać oznak szczęścia, gdyż ktoś mógł nagle pojawić się. Bałam się jak cholera, że zaraz ktoś rozpozna we mnie Julie i wrócę z powrotem do swojej celi, ale przed tym trafiłabym do pokoju tortur. Z moim ciałem, nie przeżyłabym nawet godziny podczas odbywania tej najgorszej kary. Najprawdopodobniej padłabym z wycieńczenia.
Przede mną pojawiły się drzwi, przez które marzyłam przekroczyć. Jednak z nikąd, obok mnie pojawiła się jedna z pielęgniarek. Przełknęłam głośno ślinę ze zdenerwowania. To już koniec. Na pewno już po mnie.
- Natasho, za godzinę musisz już oddać nam Gray, bo powinna coś zjeść, a potem na żądanie pana Lucasa, ma do niego przyjść - zwróciła się do mnie, Jane - długowłosa blondynka, która zawsze nosiła związane włosy w kucyk. Zazdrościłam jej tak prostych kosmyków. Zawsze chciałam takie mieć i może już niedługo, będę je miała. Od tego zależą najbliższe minuty. Pokiwałam twierdząco głową, na znak, że zrozumiałam jej słowa. Modliłam się, aby już odeszła, ale nie stało się tak. - A tak w ogóle, to gdzie wybierasz się? Powinnaś być teraz z Gray - powiedziała. Za pierwszym razem, nie zwróciłam uwagi, że powiedziała po nazwisku, lecz teraz miałam ochotę uderzyć ją za to.
Nie mogłam odezwać się, gdyż mam bardziej słodszy głos od Nat. Przeszukiwałam kieszenie, z nadzieją, że coś w nich znajdę, co posłuży jako wymówka na zadane pytanie. Jak widać, szczęście mi dziś dopisuje, ponieważ znalazłam w prawej kieszeni marynarki, papierosy. Pośpiesznie wyjęłam je i pomachałam nimi przed nosem, Jane. Dziewczyna westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Eh… Przecież dobrze wiesz, że od tego jest specjalne pomieszczenie na dachu, ale jak musisz wyjść, to idź. Widzę cię za pięć minut z powrotem - powiedziała całkiem poważnie i oddaliła się. Uśmiechnęłam się pod nosem i opuściłam budynek. Odetchnęłam głęboko. Ach… Wreszcie świeże powietrze. Tego mi brakowało podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym.
Szłam powoli dróżką, która prowadziła do bramy. Cała w skowronkach, przechadzałam się ostatni raz po tej ziemi. Przynajmniej do czasu…
Chwila… Mam pięć minut, a potem Jane sprawdzi, czy wróciłam i wszystko wyjdzie na jaw! Nawet nie wiem kiedy, ale zaczęłam biec najszybciej jak potrafię. Kilku strażników zwróciło na mnie uwagę, ale nawet nie próbowali zatrzymać mnie. Co za ludzi zatrudnij wujek? Nawet nie zainteresowali się tym zbytnio. A gdyby to był ktoś groźny i zagrażałby życiu innych ludzi? Idioci.
Zatrzymałam się przy tabliczce z napisem: Ścieżka do szpitala Cane Hill.
- Już nigdy nie ujrzę cię, ty durna tablico! - krzyknęłam i kopnęłam w jeden z metalowych prętów. Nawet nie drgnął. Nie spodziewałam się tego, ale też bólu, który opanował moją stopę. Niemiłosiernie mnie bolała, ale musiałam dalej biec, gdyż za chwilę wszyscy zorientują się, co zrobiłam.
 Moim celem był stadion, gdzie właśnie kibice opuszczali trybuny. Będzie to moja chwilowa kryjówka, gdzie nikt mnie nie rozpozna i nie złapie.
Po półgodzinnym biegu, dotarłam przed stadion. Obróciłam się na chwilę i zamarłam. Sto metrów za mną, stało paru ochroniarzy, którzy zmierzali ku mojej osobie. Na ich twarzy było wymalowane zadowolenie, gdyż zaraz mogli mnie dopaść. Nie dam złapać się tak łatwo. Co to, to nie.
Znów zaczęłam biec, nie zważając na ból. Już zaczęła mnie nudzić ta rutyna, lecz musiałam to robić, gdyż nigdy nie pozwolę na powrót do tego okropnego miejsca. Nie zniosę już jedzenie, którego nie da przełknąć się, turkusowego uniformu i wujka. Nie dam się tak łatwo. Powtarzam. Nie dam!
Wleciałam w tłum kibiców. Niektórzy byli nietrzeźwi, a inni krzyczeli za mną, że mam uważać jak chodzę, bo nie jestem księżniczką. W odpowiedzi tylko pokazywałam im środkowy palec i przyśpieszałam, aby nie dogonili mnie, w razie gdyby wpadli na taki pomysł.
Podczas sprintu, olśniło mnie. Gdy chodziłam na mecze Doncaster Rovers, to żeby zobaczyć piłkarzy, skradałam się przy pobliskich blokach i podglądałam ich, jak wchodzili do autobusu. Aby dostać się tam, musiałam nieźle natrudzić się, gdyż co jakiś czas, przeszkadzali mi osiedlowi menele, którzy nigdy nie rezygnują z zaczepienia niewinnej nastolatki. Postanowiłam również teraz wykorzystać tą drogę, bo jest szansa, iż wtedy zgubię osiłków, którzy podążali za mną. Gwałtownie skręciłam w lewo. Następnie robiłam slalom pomiędzy blokami, aby ich zmylić. Udało mi się to, gdyż po chwili, nie było ich za mną.
Gdy biegłam na tyłach stadionu, to niespodziewanie uderzyłam w kogoś. Spojrzałam prosto w jego niebieskie tęczówki, w których zakochałam się. Nigdy nie widziałam takiego odcienia.

*Louis*

Taaaaak! Wygraliśmy pięć do zera. Dwa z nich strzeliłem ja. Trener był ze mnie bardzo zadowolony, gdyż przed meczem nie uczestniczyłem w treningu, bo byłem zbyt zmęczony podróżą. Za każdym razem, gdy zdobyliśmy bramką, Eleanor lądowała w moich ramionach. Cieszyło mnie, że w takich chwilach jak tamte, jest zawsze obok i mogę podzielić się z nią moimi przeżyciami.
- Kochanie, zostawiłem telefon w szatni. Idź już do samochodu, a ja zaraz przyjdę - oznajmiłem i podałem jej klucze. Ucałowałem dziewczyny policzek i cofnąłem się po swoją własność. Jestem pewien, że Styles już próbował skontaktować się ze mną, jak to robił po każdym meczu. Teraz wiem, że go nie ujrzę za szybko, więc jeszcze bardziej chcę porozmawiać z moim przyjacielem.
Kiedyś można było nadrobić wszystko, przy wieczornym piwie, następnego dnia, lecz teraz mogę tylko o tym pomarzyć. Coś trzeba było wybrać. Albo Eleanor, albo chłopaków. Za bardzo ją kocham, aby móc z niej zrezygnować.
Sięgnąłem po telefon, który leżał samotnie na ławce, przy której jeszcze chwilę temu, przebierałem się. Miałem pięć nieodebranych połączeń od Harry'ego. Postanowiłem oddzwonić później, bo teraz chcę jak najszybciej położyć się do łóżka, a wtedy nikt nam nie przerwie. El zawsze odchodziła na bok, gdy rozmawiam z lokowanym, gdyż czuje, że chciałbym pogadać z nim na spokojnie oraz w samotności. Jestem jej wdzięczny za to. Rozumie mnie, że nie lubię rozmawiać przy innych ludziach, niektórzy wyśmialiby mnie z tego powodu, ale ona nie. Zawsze wolałem usiąść w cichym miejscu i odbyć rozmowę na spokojnie, a nie w pośpiechu, gdyż ktoś nagle zażądałby czegoś ode mnie. Oczywiście od Paula i chłopaków odbierałem zawsze, lecz połączenie zakończyło się po zaledwie dwóch minutach, a nie godzinach.
Wyszedłem z budynku, wpatrzony w ekran telefonu, gdyż pisałem do Hazzy, że zadzwonię później. Byłem niedaleko auta i ktoś we mnie wpadł. Chwyciłem tą osobę za ramiona i popatrzyłem na nią. Była to dziewczyna z pięknymi, brązowymi lokami, które niedbale przykrywały jej twarz. Jej błyszczące, również tego samego koloru oczy, przykuły moją uwagę. Ujrzałem w nich coś niesamowitego, nawet nie umiem tego opisać. Dziewczyna uśmiechnęła się niemrawo.
- Przepraszam - wydukała i uciekła. Stałem w osłupieniu. Nie mogłem otrząsnąć się po tym przypadkowym spotkaniu.
W oddali ujrzałem sylwetkę tej dziewczyny. Poczułem w sercu dziwne ukłucie, które nie jestem w stanie wytłumaczyć. Dlaczego zwykła dziewczyna, o niezwykłych oczach sprawiła, że moje serce również zabiło mocniej? Nie wiem i najprawdopodobniej nie dowiem się, bo jest niewielka szansa, że ujrzę ją jeszcze raz.




-----
Cześć, Kochani! :)
Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim postem! Każdy z nich zmotywował mnie, aby napisać ten rozdział. Jeszcze nigdy nie pisała przez trzy dni rozdziału, zawsze zajmowało mi to parę godzin, ale teraz ciągle wyjeżdżałam i nie miałam jak przelać moich myśli na papier. 
Jutro wraca mój kochany Netbook, co oznacza, że będzie pisało mi się lepiej, gdyż nie będę musiała dwa razy pisać tego samego. 

Proszę Was o szczerą opinię na temat tego rozdziału! Nie napiszę, co myślę o nim, bo jest ona bardzo negatywna, a tego raczej tak nikt nie chciałby czytać.

Pojawiła się w końcu zakładka z listą osób, które będę informowała o rozdziałach. Jeżeli chcesz znaleźć się na niej, to napisz w komentarzu :)

Przepraszam za błędy xx

WAŻNA INFORMACJA:
Z racji, że wyjeżdżam (10.08 - 17.08) rozdziały nie pojawią się w tych dniach. Na wakacjach postaram się coś napisać, ale nic nie obiecuję. Jeżeli już coś napiszę, to postaram się jak najszybciej dodać.

Dobranoc :)



sobota, 2 sierpnia 2014

Chapter three


*Julie*

Jak każdego dnia, zostałam obudzona na śniadanie. Jednak przed pójściem na nie, miałam pół godziny na odświeżenie się w łazience. Nie lubiła w niej przebywać, bo nie była ona przeznaczona wyłącznie dla kobiet. Mężczyźni też tam załatwiali swoje potrzeby. Najbardziej denerwował mnie fakt, że każdy mógł zrobić to, co chciał. Jak facetom zachciało się pomacać którąś z kobiet po tyłku, robili to. Ochroniarzy nie obchodziło, że robią to wbrew naszej woli, nawet bawiło ich to. Zawsze dwóch stało przy drzwiach, aby nikt nie wyszedł, a pozostali byli rozproszeni po pomieszczeniu, które było duże. Ze spokojem mogło tutaj umyć się trzydziestu pacjentów, plus oczywiście znalazło się miejsce dla ochroniarzy. Pryszniców było piętnaście, więc każdy ze spokojem mógł się umyć.
A wiecie, co jest najgorsze w ochroniarzach? Ich głupie żarty. Dwa tygodnie temu, jeden z nich, zabrał mi ręcznik oraz uniform szpitalny, który codziennie dostawaliśmy świeży i powiesił to wszystko na drugim końcu łazienki. Po długim zastanawianiu się, co mam zrobić, postanowiłam pobiec po moją własność. Mężczyźni gwizdali na widok mojego nagiego ciała. Niektórzy nie mieli zamiaru trzymać rąk przy sobie…
Dzisiaj na szczęście nic takiego nie stało się, nie licząc tekstów, które były kierowane w stronę mojej osoby. Zignorowałam je i zapinałam dalej swój turkusowy uniform, a później przeczesałam ręką swoje kręcone włosy. Powoli zaczęłam nie lubić moich loków. Coraz częściej spadały mi na twarz i plątały się, co było bardzo bolesne. Gdy uda się mi w końcu stąd uciec, to zmieniam fryzurę, a najlepiej wszystko. Czekam na dzień, w którym ściągnę ze siebie ten wyblakły turkus, nawet płeć przeciwna dostała lepsze. Są koloru niebieskiego i wyglądają na bardziej zadbane. Niestety musimy mieć takie kolory, jakie przeznaczone są dla naszych płci. Wymyślił to wujek, bo parę razy pomylił kobietę z mężczyzną i żeby uniknąć takich pomyłek, wprowadził taką zasadę.
W pomieszczeniu zabrzmiał dźwięk, który oznaczał koniec kąpieli. Podeszłam do Jamesa, który chwycił moje ramię, aby następnie zaprowadzić mnie do stołówki, gdzie zgromadziła się już większa liczba pacjentów. Podeszłam do okienka, gdzie odebrałam posiłek, który składał się z papki. Zawsze ciekawiło mnie, dlaczego dostajemy takie świństwo, które ledwo co przełykam. Spojrzałam na moją dość dużą porcję i z obrzydzeniem na twarzy, podeszłam do mojego stolika pod ścianą. Miałam z niego najlepszy widok na pacjentów. Lubiłam patrzeć na ich zachowanie, tym samym dopatrywałam się podobieństw między nimi a mną. Jedyne co spostrzegłam, to zamyślenie. Większość osób, myśli o czymś, tak samo jak ja. Zdarzają się też ludzie z częstymi napadami. Krzyczą, rzucają się po ziemi albo krzesłami w innych. Takich pacjentów bardzo boje się, gdyż nie chcę, aby stała mi się jakakolwiek krzywda. Zdarzyło się, że krzesło uderzyło tak mocno w głowę jakiejś kobiety, że już do nas nie wróciła. Podejrzewam, że umarła. Kawałek metalu wbił się w jej głowę. Lekarzem nie jestem, ale najprawdopodobniej podczas wyciągania go, mogli uszkodzić jej mózg. Tutejsze pielęgniarki nie bywają delikatne, więc moje podejrzenia mogłyby się sprawdzić.
Nabrałam na łyżeczkę trochę śniadania i włożyłam sobie do ust. Spojrzałam na drzwi, którymi tutaj weszłam. Stał tam mój wujek, który szukał kogoś wzrokiem. Nagle zaczęłam krztusić się. Jego wzrok spoczął na mnie. Chwile przyglądał się mnie, a po niecałej minucie, ruszył ku mojemu stolikowi. Nikt nigdy nie przyszedł do mnie, aby porozmawiać. Przed moimi oczami pojawił się obraz, gdy ojciec żył i wraz z nim rozmawiałam z pacjentami. Zdarzały się momenty, że nie chcieli, abym odeszła, bo rozmowa dla nich trwała zbyt krótko. Wtedy wszystko wyglądało inaczej… Gdy jest się pacjentem szpitala Cane Hill, to nie liczysz się już dla nikogo, chyba że znajdziesz sobie tutaj kogoś, co jest bardzo trudne. Po policzku zaczęły spływać mi łzy. Wtedy było tak pięknie, a teraz jest do dupy.
- Dlaczego płaczesz, Julie? – zapytał wujek, który usiadł naprzeciwko mnie. Nigdy nie myślałam, że nastanie ta chwila. Przecież wstydzi się tego, że jego bratanica wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, gdzie sam jest właścicielem.
- Co cię tak nagle to interesuje? Dla ciebie jestem nic nie wartą dziewuchą, która dodatkowo jest psychiczna! – uniosłam swój głos, bo zdenerwowało mnie jego zachowanie. Czy on sobie myśli, że wymarzę z pamięci jego słowa z korytarza lub te po moim przyjeździe tutaj? Wciąż mam w głowie jego słowa. – Nie pamiętasz, co powiedziałeś pięć miesięcy temu? To ci przypomnę. „Nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłaś. Twój ojciec oraz matka wstydzą się za ciebie! A ja? Nienawidzę cię za ten czyn i nie chcę, abyś odzywała się do mnie kiedykolwiek. Gdybym mógł sprawić, że nie byłabyś już moją bratanicą, to uczyniłbym to!” – odświeżyłam mu trochę pamięć. Jego usta lekko rozszerzyły się i drżały, a w oczach ujrzałam niedowierzanie. Czyżby myślała, że nie pamiętam tego? Jest w wielkim błędzie.
- Targały mną mieszane uczucia. Żałuję to, co powiedziałem. Przemyślałem sobie wszystko i doszedłem do wniosku, że chciałbym poznać twoją wersję wydarzeń – powiedział łagodnie. Chciał chwycić mnie za rękę, lecz odsunęłam ją w odpowiednim momencie. Nie wierzyłam, że tak nagle mógł chcieć usłyszeć, co mam do powiedzenia. To jest niemożliwe. Może chciał to usłyszeć, aby wpisać wszystko w mojej papiery szpitalne i żebym nigdy nie opuściła tego budynku? Wiele razy robił tak z innymi. Najpierw zdobywał ich zaufanie, a gdy dowiedział się całej prawdy ze szczegółami, to następnego dnia oznajmiał ludziom, że zostają tutaj na zawsze. Rozpłakałam się bardziej na samą myśl, że mógłby zrobi też tak ze mną. Przecież byłam jego ulubioną bratanicą? Co się z tym stało? Czy przez moją głupotę, on tak musi mnie ranić?
- Chcę porozmawiać z Natashą. Tylko jej ufam – wyszeptałam. Moje słowa na sto procent go zraniły, gdy z posmutniał i spuścił wzrok na swoje ręce, które nagle stały się dla niego bardzo interesujące. Nie obchodziło mnie to. Sam zranił mnie i to o wiele mocniej, więc dlaczego ja nie mogę tego zrobić?
Wujek Lucas wstał z krzesła i podszedł do Jamesa, któremu szepnął coś na ucho. On tylko pokiwał twierdząco głową i ruszył w moją stronę, a wujek odszedł. Ani razu nie odwrócił się w moją stronę, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
Ochroniarz pokazał gestem ręki, że mam wstać. Otarłam opuszkami palców łzy i wstałam, następnie ruszyła za nim. Nie byłam pewna, czy prowadzi mnie do celi, czy może do Natashy. Jednak chwilę później moje wątpliwości zostały rozwiane. Rozpoznałam drogę i już wiedziałam, że wujek spełnił moją prośbę.
- Natasha już na ciebie czeka. Lucas powiedział, że możesz siedzieć tam, tak długo jak chcesz i nie martw się innymi pacjentami. Oni mogą poczekać – oznajmił. To chyba były najdłuższe zdania, które kiedykolwiek skierował w moją stronę. Zawsze ograniczał się do paru słów. Jednak teraz musiał przekazać mi te informację, które miałam posiadać przed wejściem do gabinetu Nat.
- Dzięki – wymamrotałam pod nosem i weszłam do środka. Kobieta siedziała za biurkiem i wypełniała kartoteki pacjentów. Z tego, co orientuję się, to dzisiaj jest środa, więc ma mało pacjentów i przez cały dzień, musi zgromadzić wszystkie informacje, co uzyskała od pacjentów, do paru kartek złączonych spinaczem. Nat była tak zajęta, że nie zwróciła nawet uwagi, iż weszłam. Odchrząknęłam i jej wzrok nagle padł na mojej osóbce.
- O cześć! Lucas wspominał, że chcesz o czymś porozmawiać. Usiądź sobie i poczekaj chwilę, bo muszę dokończyć opinię o Alexis – odparła z szerokim uśmiechem.
Kojarzę tą Alexis. Jest ona wybuchową dziewczyną. Dwa dni temu, krzyczała na całą stołówkę, że wszyscy w tym szpitalu, to nic nie warte śmiecie i rzuciła się na dwóch ochroniarzy. Skończyli tylko z paroma zadrapaniami na ramionach, brzuchach i twarzach. Ona nie miała takiego szczęścia. Została posłana na terapię elektrowstrząsową. Jeszcze nie wybudziła się, ale wnioskując, że potraktowali ją bardzo ostro, to obudzi się za minimum tydzień. Przez pierwszy dzień, nie będzie wiedziała jak się nazywa, a potem zostanie wysłana do Nat i ona jej wszystko przypomni i wykorzysta do tego pacjentów, którzy rozmawiali z Alexis najczęściej.
- A może włączę ci wiadomości, co? Trochę mi to zajmie, a nie chcę abyś zanudziła się na śmierć – zaproponowała, a ja zgodziłam się bez wahania. To jest jedyna szansa, aby dowiedzieć się, co dzieje się na tym świecie, bo zabrania się nam oglądania czegokolwiek, gdyż możemy chcieć dokonać zamachu na kogoś ważnego w kraju. Siedzimy samotnie dość długo, co wystarczyłoby nam na obmyślenie planu. Śmieszy mnie ta teoria. Jak można coś takiego chcieć, jak trafiasz do psychiatryka, to najprawdopodobniej już stąd nie wyjdziesz. Wychodzą tylko nieliczni i z powodu dobroci ich rodziny, którzy płacą paręset tysięcy, aby zostali wypuszczeni.
Kobieta włączyła telewizor, tak jak obiecała, na wiadomościach. Akurat były sportowe, które kiedyś z chęcią oglądałam. Może i jestem dziewczyną, ale uwielbiam oglądać mecze, a szczególnie naszej miejscowej drużyny, czyli Doncaster Rovers. „Wiadomość z ostatniej chwili. Menadżer One Direction, pięć minut temu ogłosił, że Louis Tomlinson zrezygnował z bycia piosenkarzem. Pięć miesięcy temu, podpisał kontrakt z drużyną Doncaster Rovers i wychodzi na to, że teraz odda się wyłącznie piłce. Wiadomo też, że jest już w rodzinnym Doncaster wraz ze swoją dziewczyną i szykują się na popołudniowy mecz, który odbędzie się za dwie godziny. Życzymy mu powodzenia! – powiedział prezenter. W moich myślach znów otworzył się plan działania. Spojrzałam na tajemnicze drzwi i na moje usta wkradł się szeroki uśmiech.
- Skończyłam! – krzyknęła uradowana Natasha. Patrzyłam się na nią cały czas. Ona nie zasługuje na to, co obmyśliłam. Będzie mi jej bardzo szkoda, ale muszę tak postąpić. Po prostu muszę!!
- To o czym chciałaś porozmawiać? – zapytała.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie ufam wujkowi. Chciał, abym mu powiedziała, co naprawdę się stało, ale wiem, że chce po prostu wystawić mi papierek, że nie upuszczę już nigdy Cane Hill! – mówiłam podniesionym głosem. Byłam rozdrażniona i teraz myśl, że może nie udać mi się wydostanie stąd, wkurzyła mnie jeszcze bardziej. Kurde… Muszę przełożyć wszystko na południe. Natasha nic nie mówiła, tylko notowała w swoim notatniku wszystkie spostrzeżenia. – Obejrzysz ze mną mecz? Dawno tego nie robiłam, a to mnie uspokaja? – skłamałam. Naprawdę nic nie jest w stanie uspokoić mnie na tyle, abym trzeźwo myślała.
- Jasne. Jeżeli ma ci to pomóc, to oczywiście. To czekaj na mecz, a ja w tym czasie będę dalej uzupełniała kartoteki, bo pacjenta mam dopiero o szesnastej trzydzieści, a przed jego przyjściem, musze mieć wszystko zrobione – poinformowała. Skinęłam głową i wróciłam do oglądania telewizji.
Ten czas dłużył się niemiłosiernie. Ale w końcu nadszedł czas meczu. Na boisko jako pierwszy, wszedł brunet o nazwisku Tomlinson. To o nim mówiono w wiadomościach. Z racji, że ekran był mały, to nie mogłam mu dokładniej przyjrzeć się.
Podczas meczu udawałam, że mnie to wszystko uspokaja, lecz kiedy usłyszałam gwizdek sędziego, który oznaczał koniec meczu, przeszłam do działania. Odwróciłam się do Nat, która siedziała obok mnie.
- Przepraszam…



-----
Cześć, kochani!
Za nami już trzeci rozdział :) Spodobał się? Bo dla mnie ta końcówka jest jakaś… dziwna.
Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem! :*
Możecie podziękować @grande_speranza za to, że dziś jest rozdział! Dostałam od niej przedwczoraj wiadomość na TT, która zmotywowała mnie do napisania tego rozdziału :) Dziękuję :*

Mam dwie wielkie prośby:
1. Czy na swoich blogach moglibyście polecić mój blog? Bardzo ważni są dla mnie czytelnicy.
2. Pomóżcie mi zdecydować, czy mam też pisać te opowiadanie na Wattpadzie, aby zyskać czytelników. Co o tym myślicie?

Proszę pozostawcie po sobie komentarze

Przepraszam za błędy xx

  Zapraszam na imagina o Zaynie, który stworzyłam na podstawie mojego snu  http://directionersimaginy69.blogspot.com/2014/08/zayn.html



poniedziałek, 28 lipca 2014

Chapter two


*Louis*

Mam wielki mętlik w głowie. Dzisiaj muszę podjąć decyzję swojego życia. Gdy pomyślę o wszystkich fankach, które czekają z wiarą na to, że jednak nie opuszczam One Direction, to  w sercu mi się kroi, ponieważ mogę je zawieźć. Naprawdę, to wszystko już za bardzo mnie nie kręci. A w ogóle Eleanor bardzo zależy, abyśmy na stałe zamieszkali w Doncaster. Uważa, że ma dość tego, iż nie mam dla niej czasu, gdyż ciągle podróżuje. Raz muszę być w Londynie, bo trzeba nagrać nowe kawałki, a innym razem na meczu lub treningu w Doncaster. Podróże pomiędzy tymi miastami są bardzo męczące. Przez nie, nie mam czasu na nic i cierpi na tym moja dziewczyna. Kocham ją i bardzo mi na niej zależy, więc jestem w stanie poświęcić się dla niej.
Teraz czekam w Sali konferencyjnej na wszystkich producentów, menadżera i chłopaków. Jestem strasznie zdenerwowany. Och reakcja będzie nie do opisania. Na pewno będą zdziwieni, ale muszą mnie zrozumieć. Za równo piłka i śpiew jest dla mnie ważny, lecz muszę wybrać jedno z nich. Myślę egoistycznie, ale taki w pewnych momentach jestem. Powinienem liczyć się z tym, iż fanki mogą mnie znienawidzić, ale teraz obchodzi mnie tylko szczęście moje i Eleanor.
- Witam, panie Tomlinson. Mam nadzieję, że bardzo dobrze pan myślał nad podjęciem właściwej decyzji – przywitał się ze mną uściskiem dłoni, właściciel wytwórni. Reszta uczestników weszła za nim i również przywitali się. Popatrzyłem na wszystkich i ujrzałem niepewność oraz strach w ich oczach. Chciałbym, aby odetchnęli z ulgą, lecz nie mogę.
- Mamy nadzieję, że pomyślałeś też o nas – odparł Harry, który poklepał mnie po ramieniu i wraz z chłopakami, usiadł na wyznaczonym miejscu. Popatrzyłem na nich. Niall coś jadł, Liam rozmawiał z Paulem, Zayn wystukiwał coś na klawiaturze telefonu, a Harry spoglądał smutno w moją stronę. Będzie mi ich cholernie brakowało.
- Louis, wiemy, że chciałbyś rozwijać się również jako piłkarz i mamy rozwiązanie, abyś nie musiał rezygnować z jednej ze swoich pasji – zaczął dyrektor wytwórni.
- Tylko ja już podjąłem decyzję i nie mam zamiaru jej zmieniać – powiedziałem stanowczo. Chciałbym już to wszystko im przekazać i jak najszybciej stąd wyjść.
- Proszę, wysłuchaj mnie tylko. Potem powiesz nam, co zdecydowałeś – mówił. W oczach Harry’ego pojawił się błysk. Pokiwałem twierdząco głową, aby kontynuował. Po tym wszystkim, tak nie zmienię zdania, ale świadomość, że przez ten moment Hazz rozpromieni się, jest tego wart. - Mamy dwie opcje. Jeżeli bardzo zależy tobie na zamieszkaniu w Doncaster, to zbudujemy studio właśnie tam, abyś nie tracił czasu na dojazd. Jednak zawsze mogę załatwić, abyś grał w innej drużynie piłkarskiej, której siedziba jest blisko tego budynku. Zaoszczędziłbyś czas i nie zawiódłbyś fanów, którzy oczekują, że zostaniesz w 1D – dokończył. Prawdę mówiąc, pomysł spodobał mi się, ale nie wiem jak zareagowałaby na to Eleanor. Bardzo zależy jej na częstszym spędzaniu ze mną czasu i jakbym oznajmił jej, że nie zrezygnowałem, to wpadłaby w szał. Dwa razy już byłem świadkiem takiego zjawiska i trzeci raz nie chciałbym coś takiego zobaczyć. Mam wielkie plany wobec swojej ukochanej, więc nie mam zamiaru narażać tego związku na kłótnie, a w najgorszym wypadku na rozpad. Kocham ją i przez głupie nie odejście z zespołu, nie chcę jej stracić. Mogłaby mnie też trochę zrozumieć, że kocham, to co robię, lecz wiele razy próbowałem jej to przetłumaczyć. Moje gadanie nic nie pomagało.
- Nie zrozumcie mnie źle, ale swojego zdania nie będę zmieniał, choćby nawet treningi byłyby zaraz za płotem studia. Nie podjąłem decyzji tylko ze względu na długie odległości, ale też na Eleanor. Bardzo ją kocham, a przez brak czasu dla niej, mógłbym ją stracić – mówiłem, ale Liam mi przerwał. Gdyby to nie mój przyjaciel, to zwróciłbym mu uwagę i palnął do tego coś głupiego.
- Fanki też cię kochają, my też cię kochamy, Louis. Czy nasze drogi muszą się rozejść? One Direction nie będzie takie samo, bez ciebie. Potrzebujemy cię, Lou – powiedział Daddy ze smutkiem. Naprawdę gdyby El tak nie zależało, to zostałbym z nimi, ale los tak chciał, aby skończył jako Louis Tomlinson – sławny piłkarz, a nie Louis z One Direction lub u innych jako potajemny chłopak Hazzy.
- Wiem to, ale zdania już nie zmienię. Przykro mi.
- Przykro ci!?! Serio? Przykro?! – krzyczał Harry. Ze smutkiem wymalowanym na twarzy i łzami w oczach, wybiegł z sali konferencyjnej. Chciałem za nim pobiec, lecz Zayn odradził.
- Jeżeli już nas zostawiasz, to zjadłbyś ze mną ostatni raz pizze? Lub cokolwiek? – zapytał Niall. Uśmiechnąłem się, gdy do moich uszu dotarło to pytanie. Przynajmniej widać, że jeden z nich nie ma do mnie wielkiego żalu.
- Oczywiście, tylko napiszę do Eleanor, że wrócę trochę później.
- Przynajmniej raz ważniejszy jest przyjaciel od El – prychnął pod nosem Malik. Spiorunowałem go wzrokiem. Już widać, kto drugi z kolei będzie miał przez dłuższy czas do mnie pretensje i pokarze to.
- Dziękuję wszystkim, że przez te lata, mogłem z wami pracować. Również dziękuję panu dyrektorowi, który znosił moją obecność w tym budynku, choć wiem, że było trudno – wypowiedziałem ostatnie słowa i ruszyłem ku drzwiom, aby pójść na pizze z Horankiem. Po drodze napisałem wiadomość do El. Nie zdziwiła mnie jej odpowiedź, która była pełna pretensji.

Wrócę później, kochanie. Idę z  Horankiem na pizze, bo nie wiem kiedy spotkam się z nim ponownie.



Że co? Miałeś mi pomóc w pakowaniu walizek! Jeszcze mieliśmy iść na zakupy i do mojej koleżanki! Jak możesz mnie odstawiać na bok?!



Nie denerwuj się i mnie zrozum. Nie wiem kiedy zobaczę chłopaków, więc chcę spędzić chociaż z Niallem ten ostatni czas.

Dziewczyna już nic nie napisała. Mam nadzieję, że zrozumiała mnie i nie zrobi wielkiej awantury, gdy wrócę do domu. Prawdę mówiąc, to nie przepadam za koleżanką El, więc wypad na pizze, uratował mnie przez zamulaniem. Sądzę, że to przez nią ukochana mnie kontroluje i robi awantury o byle co. Zanim się poznały, to El ufała mi w stu procentach, nawet nie była zazdrosna o fanki, które przytulam. Dzień, w którym zakolegowały się, uważam za stratę mojej kochanej Eleanor. Wcześniej inne dziewczyny nie dorastały jej do pięt, a teraz to szkoda gadać.
- I jak? – zapytał blondynek, który zauważył, że zamyśliłem się.
- Jak zwykle źle. Miałem jej pomóc w pakowaniu, pójść z nią na zakupy i do jej durnej koleżanki. Na pewno nagada mi po powrocie, a ja będę w tym czasie sprawdzał coś w telefonie, aby ją mocniej wkurzyć.
- To trochę brzmi jakby miała nad tobą pełną kontrolę i brakuje jeszcze, aby cię biła. Stary, radzę ci czasami na nią krzyknąć, aby nie myślała, że jesteś jej podporządkowany – zaśmiał się Niall, a ja mu zawtórowałem. On ma rację i dobrze, że mi to uświadomił. Zawsze mówiłem, że żadna kobieta nie będzie miała nade mną władzy, a tu proszę. Chcą uniknąć kłótni, robiłem to, co ona chciała. Od teraz będzie inaczej.

*4 godziny później*

- Jak znudzi ci się bycie piłkarzem, to pamiętaj, że zawsze przyjmiemy cię z otwartymi rękoma – powiedział Liam i przytulił mnie z całej siły. Zaraz po nim przyłączyła się reszta. Harry’emu było najtrudniej. Mimo swoich załzawionych oczu,  próbował tryskać radością. Po skończonym uścisku, poprosiłem, aby Hazz przeszedł ze mną na bok.
- Harry, wiem że chciałbyś, aby, został, ale nasze drogi musiały kiedyś się rozejść i właśnie dziś nastąpił ten dzień. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Obiecuję, że będziesz wiedział o wszystkim. Jak będę miał wolne, to postaram się odwiedzić was, więc proszę, uśmiechnij się, a w tych pięknych, zielonych oczach, mam widzieć radość i zadowolenie z życia – powiedziałem z uśmiechem i po chwili znów byłem w ramionach przyjaciela. Będzie mi go brakowało.
- Będę tęsknił. Nie daj się Eleanor, a nawet zakochaj się w kimś innym, bo ona cię niszczy i pozbawia cię kontaktu z najbliższymi – stwierdził. Jego słowa zepsuły mi humor. W takim momencie musiał wylecieć z takimi słowami?! Popatrzyłem na niego spod łba i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na nich ostatni raz i odjechałem z piskiem opon.
Po dwudziestu minutach, byłem już pod domem moim i Eleanor, który dziś opuścimy. Wysiadłem szybko z pojazdu o ruszyłem ku drzwiom.
- Już jestem! – krzyknąłem i rzuciłem kluczyki na szafkę w salonie.
- Przyjdź do sypialni! – odkrzyknęła. Było można wyczuć w jej głosie wściekłość. Poszedłem w wyznaczone miejsce niepewnie i ze sztucznym uśmiechem, wszedłem do naszego wspólnego kąta, który niebawem będzie kogoś innego. Dziewczyna siedziała na podłodze i pakowała rzeczy do walizki, które dziś kupiła, bo jeszcze miały nie zerwane metki z cenami. Patrzyła na mnie gniewnie. Teraz zostało mi tylko czekać, aż wybuchnie.
- Jak spotkanie z Alex? – spytałem i cmoknąłem ją w policzek.
- Spoko, tylko brakowało mi tam ciebie. Wiesz, co? Miałam zamiar cię schrzanić o to, że Niall był ważniejszy ode mnie, ale Alex uświadomiła mi coś – powiedziała słodkim głosem, a mi kopara opadła. Czyżby ktoś podmienił  Alex? Nie mogłem uwierzyć, że to dzięki niej, nie ma teraz awantury. Należałoby jej podziękować, ale nie mam zamiaru tego robić.
- Co powiedziała? – zapytałem zaciekawiony jak również zdziwiony.
- Nie powinnam robić tobie awantury, bo rozstanie z nimi jest dla ciebie bardzo trudne. Powinnam docenić to, że poświęciłeś swoją przyjaźń dla mnie z powodu moich humorków i zachcianek. Dziękuję ci za to – powiedziała, wstała i złożyła na mych ustach czuły pocałunek. Coraz bardziej dziwiło mnie jej zachowanie. Nie sądzę, że byłaby w stanie udawać, aby potem skorzystać z mojej dobrej woli. Może po prostu nie znam jej tak dobrze jak sobie myślę?
- Pomogę ci z tym – odparłem i wziąłem się do roboty.
Po dwóch godzinach, wszystko było popakowane w walizki, torby i kartony. Zapakowaliśmy to do mojego dość dużego i pakownego samochodu. Oddaliśmy klucze nowym właścicielom, którzy przyjechali, gdy kończyliśmy prace w domu i ruszyliśmy w drogę do Doncaster, gdzie rozpoczniemy nowe życie. Na razie będziemy pomieszkiwać w domu, niedaleko mieszkania moich rodziców, a w odpowiednim momencie, rozejrzymy się za czymś większym.




-----
Cześć!
Z góry przepraszam, że nic nie dodałam przez 20 dni, ale miałam nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy pod rozdziałem pierwszym, a także wyjechałam, gdzie nie miałam dostępu do internetu.

Co sądzicie o rozdziale drugim? 
Chyba myśleliście, że dowiecie się coś o planie Julie, co? 
Jednak postanowiłam ten rozdział poświęcić Louisowi.

Proszę komentujcie, bo to dla mnie bardzo ważne, ale także każdy, chociaż najkrótszy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania oraz wiem, że ktoś czyta te wypociny.

Postanowiłam zrobić jednak zakładkę informowani, ale na razie się nie pojawi, bo na tym komputerze nie mogę jej opublikować.Jak tylko mój netbook lub brata laptop wróci z naprawy, to zakładka będzie u góry po prawej stronie. Wtedy będziecie mogli sprawdzić, czy na niej jesteście. 
Osoby, które skomentują ten rozdział, pojawią się na liście informowanych (napiszcie, czy ask, czy tt), a reszta będzie mogła dopisać się w wyznaczonym na to miejscu.

Przepraszam za błędy i miłego popołudnia xx